Przeskakując rzucane kłody, realizują swe ekologiczne pomysły
Uprawiający warzywa zgodnie z naturą, państwo Mariola i Bogusław Bilińscy z Pomorzowic, całkiem inaczej wyobrażali sobie swoje gospodarstwo. Dokładnie przemyślane zamierzenia pokrzyżowały decyzje urzędnicze, a właściwie ich brak w prawnie wyznaczonym czasie.
Pomysł na ekologiczne uprawy pojawił się w momencie, kiedy pani Mariola z zawodu dziewiarz, przebywała na bezrobociu, a pan Bogusław mimo, że pracował jako funkcjonariusz Straży Granicznej rolnictwo ma we krwi. Chętnie więc podjął się kontynuowania rodzinnych tradycji, początkowo uprawiając m.in. truskawki i hodując maciory dla prosiąt. Pomimo szeroko zakrojonego rolnictwa w powiecie głubczyckim, oboje dostrzegali, że brakuje naturalnej żywności, prosto z pola, po którą chętnie sięga coraz więcej osób, z rożnymi problemami zdrowotnymi.
Plany państwa Bilińskich były dalekosiężne, tworzone również z myślą o trzech córkach, które pragnęli uchronić przed poszukiwaniem pracy za granicą. Zakupione więc grunty rolne w Pomorzowicach, Starej Wsi i Włodzieninie postanowili: przeznaczyć pod uprawę warzyw ekologicznych, na łąkach hodować zioła, które stanowią naturalny nawóz i środek ochrony roślin, a także stworzyć trzy chaty edukacyjne. – Gdyby w urzędzie gminy podeszli do naszej inicjatywy normalnie, zgodnie z przepisami, z zachowaniem terminów, dziś w znacznej części nasze plany zostałyby zrealizowane. Teraz wszystko robimy od końca – skarży się na urzędniczą opieszałość pan Bogusław.
Przed trzema laty urzędnicy przez rok i osiem miesięcy nie wydali decyzji, która pozwoliłaby państwu Bilińskim na wyczyszczenie łąki we Włodzieninie z chaszczy. Jednocześnie uniemożliwiono im udział w programach unijnych i nabycie potrzebnych maszyn. Nie pomagały monity i pisma ponaglające. Dziś sprawa trafiła do sądu. – Zakupiony grunt, na którym rosną drzewa i krzewy, to faktycznie łąka na dobrych gruntach III klasy, którą chcieliśmy użytkować zgodnie z przeznaczeniem. Gmina nie dała nam na to zezwolenia – skarży się pan Bogusław, dla którego rosnące tam: skrzyp, pokrzywa wrotycz, rumian oraz inne rośliny, stanowią alternatywę dla środków chemicznych. Wycinając zaś drzewa planował pozyskać surowiec na chaty edukacyjne, z budową których również musiał się wstrzymać. Zamierzał je stworzyć z myślą o córkach, studiujących ekonomię i prawo. Na jednym z gruntów znajdują się mury zabytkowego młyna, tam mogłaby powstać chata wytwarzająca mąkę z sorga, pszenicy płaskurki czy orkiszu, które chcieliby uprawiać państwo Bilińscy. Kolejna chata edukacyjne byłaby związana w produkcją ziół, warzyw i owoców, a trzecia, stanowiłaby atrakcyjne miejsce noclegowe na szlaku turystycznym z widokiem na szczyt Pradziada. Chaty mogłyby być także zaczątkiem współpracy z przedszkolami i uczniami szkół, w szczególności rolniczych, dostarczając dzieciom i młodzieży wiedzy praktycznej. Łąka, o którą tak walczą pani Mariola i pan Bogusław, to również ważne dla nich miejsce skrywające nieocenione źródła czystej wody, potrzebnej dla upraw ekologicznych.
Nie mogąc nic zdziałać przeciwko złej urzędniczej woli, państwo Bilińscy zdali się na produkcję sezonowych warzyw, inwestując w ich różnorodność. – Uprawiamy 20 rodzajów rzodkiewek, wiele odmian grochu, nawet fioletowy, sześć – siedem odmian fasoli szparagowej, dwie odmiany bobu (czerwony i zielony), pietruszkę naciową, a na zamówienie pietruszkę korzeniową – wymienia kilka z nich pan Bogusław. – Nie przechowujemy warzyw, ponieważ trzeba byłoby je chemicznie zabezpieczyć przed szkodnikami. Może to jednak się zmienić, gdy dopracujemy się odpowiedniej technologii – dodaje. Z chwastami walczą motyczką, a z patogenami przygotowując odpowiednie roztwory z ziół, które służą również jako nawóz. Wymaga to wiele pr acy ponieważ w beczkach trzeba fermentować pokrzywę, skrzyp, wrotycz, czosnek, przygotowywać wyciągi z tych roślin. Ku radości obojga, praca ta przynosi dobre efekty.
Gmina pokrzyżowała im całkowicie plany, które zmuszeni byli postawić „na głowie”. Nie zamierzają jednak poddać się, konsekwentnie realizując swój pomysł. Pomimo ogromu obowiązków wierni są zasadzie, że ich naturalne warzywa, powinny trafiać z pola prosto na stół.
(ewa)