Duma miasta nagrodzona
Artur Noga wsiadł do swojego samochodu i tuż po północy był w rodzinnym domu w Raciborzu. Ale spać poszedł o czwartej nad ranem. – Trzeba było podzielić się refleksjami i nacieszyć rodzinką – mówi Artur. Kłopoty ze zmianą strefy czasowej i klimatu dały znać już trzy godz. później. – Obudziłem się i nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Ale byłem jednak trochę zmęczony i dalej do łóżka – relacjonuje piąty zawodnik IO w biegu na 110 m ppł.
Pomimo tego typu roztererk już o godz. 11.00 zameldował się na hali tartanowej ZSOMS. Tutaj czekał na niego trener Karol Szynol i kilku dziennikarzy. Artur, jak prawdziwy profesjonalista, ćwiczył, rozmawiał z mediami, widać było, że jest szczęśliwy. Opowiadał o swojej przygodzie życia: Sama kwalifikacja była już niewyobrażalnym sukcesem, eliminacje, potem bieg ćwierćfinałowy, półfinał miał być szczytem moich dokonań w Pekinie, a tu start w finale, doskonałe piąte miejsce. Dla mnie osobiście rewelacja.
Pot na czole Artura, kilka „połamanych” płotków i koniec treningu. – Nie mam wakacji. Mityng GL w Zurychu i start w Lozannie. Może jeszcze jeden występ. Czeka mnie chyba też mała operacja – mówi. Po dwóch godzinach zajęć i rozmów 20-latek z ul. Starowiejskiej musiał zameldować się w domu. Tutaj czekali dziennikarze. Mała konferencja prasowa, przyjęcie znajomych, przyjaciół. – Mamy dom otwarty – mówi mama Monika. – Ale cieszymy się z z każdej wizyty i wspólnej radości, której nie ma końca – dodaje.
W środę, 27 siernia, Artur wraz z trenerem zostali przyjęci przez prezydenta Mirosława Lenka i zastępcę prezydenta Ludmiłę Nowacką. Z rąk włodarzy naszego grodu Artur otrzymał nagrywarkę DVD, list gratulacyjny, kwiaty i mnóstwo ciepłych słów. – Jesteśmy dumni z ciebie – mówił prezydent Lenk. Wielokrotnie w centralnych mediach mówiono o Raciborzu, szkole i Victorii. To duża promocja miasta. Artur opowiadał o swoich występach w Pekinie: – Starałem się nie zauważać ponad 90-tysiecznej widowni, jaka przychodziła do „Ptasiego Gniazda”. Koncentrowałem się na starcie. I to było najważniejsze. Chociaż jak przedstawiano startujacego Chińczyka, to wrzask był tak duży, myślałem, że mi bębenki porozrywa. Ja w Chinach byłem drugi raz. W 2006 r. zdobyłem tam tytuł mistrza Świata juniorów. Znałem klimat i atmosferę dużych zawodów. Ale to, co zrobili gospodarze podczas igrzysk, przeszło moje i nie tylko moje oczekiwania. Piękne obiekty, miasteczko olimpijskie, dobre, zróżnicowane wyżywienie, po prostu „kuchnie świata”, wszystko było zorganizowane perfekcyjne. Nie byłem na otwarciu igrzysk, ale za to brałem udział w zakończeniu. Coś wspaniałego, tego nie zapomni się do końca życia.
Po spotkaniu w Ratuszu, wizyta w Klubie Olimpijczyka Sokół i spotkanie z jego prezesm Wojciechem Nazarko. Czasu na rozmowę nie było wiele, bo w domu kolejni goście chcący spotkać się z Arturem. Wieczorem wyjazd do Warszawy i przygotowania do następnych startów.
Artur został obwołany sportowym objawieniem. Wszyscy fachowcy, dziennikarze nie kryli zadowolenia ze startu i postępów absolwenta Szkoły Mistrzostwa Sportowego i wychowanka Victorii. On sam już myśli o igrzyskach w Londynie i... pokonaniu ciemnoskórych sprinterów biegających przez płotki. Dobrze, że ma wsparcie w rodzinie, trenerze Szynolu, bliskich i oddanych mu kibicach.
(MiR)