W sporcie gra się do końca
Unici swoich przeciwników podejmowali 13 września na własnym boisku w Raciborzu, przy ul. Srebrnej. Sobotnie spotkanie miało różne oblicza, a końcowego wyniku nikt nie mógł przewidzieć. Na początku meczu tempo dyktowali gracze Unii, jednak niewykorzystane sytuacje raciborzan, jak mówi stare powiedzenie, szybko się zemściły. Pierwszy zimy prysznic raciborzanie otrzymali w 33 min. Kamil Ozimina po dograniu w pole bramkowe bezlitośnie ukarał nieszczelną obronę gospodarzy, ustalając wynik pierwszej połowy na 1 do 0.
Po zmianie boiskowych stron, pomimo korekt trenera Dariusza Widawskiego w składzie, Unia nie zmieniła obrazu gry i nie potrafiła zdobyć upragnionej bramki. Dodatkowym zniechęceniem był kolejny stracony gol w 47 min. Piłkarz gości, Sławomir Odrobiński, efektownym strzałem odbitym jeszcze od poprzeczki dał swojej ekipie dwubramkowe prowadzenie. Znudzeni kibice, pewni meczowej porażki Unii, otrzymali od jej zawodników miłą niespodziankę. Na 7 min przed zakończeniem regulaminowego czasu gry Kamil Szałkowski, precyzyjnym strzałem głową w górną część bramki, zdobył dla raciborzan kontaktowego gola i dodał „skrzydeł” swoim klubowym kolegom do walki o polepszenie wyniku. Od tej pory Unia całkowicie zmieniła styl gry, a na trybunach kibice obserwowali nadchodzące zdarzenia z wielkim zaciekawieniem. Bardzo ofensywna gra zaowocowała upragnionym golem remisowym. Tym razem egzekutorem okazał się Mirosław Pniewski, który po podaniu Patryka Podstawki, z zimną krwią przyjął piłkę i umieścił ją strzałem w siatce bramkarza przeciwników. Choć ataki Unitów trwały do końca, ostatnie pięć minut nie przyniosło zmiany wyniku. Mecz zakończył się remisem 2:2. – Nasi przeciwnicy bardzo starali się z nami zwyciężyć i prawie się im to udało. W końcówce jednak pokazaliśmy boiskowy charakter i udało nam się zremisować. Była szansa nawet zwyciężyć, jednak i ten jeden punkt do tabeli nas cieszy. Byliśmy w ciężkiej sytuacji, musieliśmy odrobić dwie bramki, tak więc ten remis jest swego rodzaju sukcesem. Cieszę się, ponieważ udało mi się strzelić pierwszą bramkę, która podniosła cały zespół do dalszej walki – przyznaje Kamil Szałkowski.
(asr)