Mainusz i Lenk nie czują się winni: Daliśmy się złapać
Henryk Mainusz powinien przyznać się do błędu, jakim było niewpuszczenie dziennikarzy "Nowin Raciborskich" na spotkanie radnych w sprawie przyszłości raciborskich szkół. Tak uważa radna Anna Szukalska. Przewodniczący rady miasta nie podziela jej punktu widzenia. Prezydent Mirosław Lenk idzie jeszcze dalej. Według niego wszystkiemu winni są dziennikarze.
Pełnienie funkcji przewodniczącego rady zobowiązuje – uważa radna Anna Szukalska. – Niepotrzebnie psujemy renomę tego miasta – zwróciła się do Henryka Mainusza na ostatniej Sesji Rady Miasta Racibórz. Wskazała na zainteresowanie się ogólnopolskich stowarzyszeń broniących jawności życia publicznego oraz Rzecznika Praw Obywatel
skich sprawą utajnienia obrad raciborskich radnych. Henryk Mainusz odpowiedział jej, że po pierwsze nie ma kogo przepraszać, a po drugie nie ma za co przepraszać, bo żadnego błędu nie popełnił. – To nie mamy o czym rozmawiać – odpowiedziała Szukalska, wyraźnie zdziwiona słowami przewodniczącego.
Próby stonowania sprawy podjął się prezydent Mirosław Lenk. Powiedział, że spotkanie miało ostudzić emocje i nie było powodów żeby cokolwiek kryć. – Ktoś nas, krótko mówiąc, lekko wykorzystał – stwierdził prezydent, dodając, że sprawa dawno rozeszłaby się po kościach, gdyby ktoś (Nowiny), "nie wysłał tego poza miasto, żeby mieć tematy do pisania".
– Łatwiej się przeprasza, gdy się czuje winnym, specjalnie tej winy nie czujemy, daliśmy się złapać – zakończył prezydent Mirosław Lenk.
(żet)
Władze Raciborza piszą scenariusz do kiepskiej komedii
Mirosław Lenk i Henryk Mainusz opanowali do perfekcji umiejętność odwracania kota ogonem. Najpierw przewodniczący zamyka przed dziennikarzami "Nowin Raciborskich" drzwi, utajniając jawne z zasady spotkanie radnych, a potem prezydent mówi, że to była pułapka zastawiona przez samych dziennikarzy. Po prostu komedia.
Najgorsze, że Mirosław Lenk i Henryk Mainusz chyba naprawdę wierzą, że piszemy o tej sprawie z niskich pobudek. Być może wyciągają taki wniosek, bo przykładają nas do własnej miary. Dlatego napiszę to jasno i wyraźnie: przewodniczący Mainusz pogwałcił prawo jawności życia publicznego. To prawo stoi wyżej niż lokalny statut rady miasta, na który powołuje się Henryk Mainusz.
Może panowie pogodziliście się z faktem, że Racibórz znalazł się na peryferiach województwa i kraju, wypadki toczą się tutaj leniwie po innych torach, a z większości kłopotów można wyjść obronną ręką. Ja patrzę na rzeczywistość inaczej. Jeśli dziś ujdzie Wam na sucho utajnianie obrad radnych i urzędników, to co będzie następne? Wolę tego nie wiedzieć. Tylko (i aż) dlatego o tym piszemy, a nie z braku innych tematów.
Wojtek Żołneczko