Połączyła ich przysięga wojskowa, a potem małżeńska
Jedno spotkanie w Kwidzynie zaważyło na ich życiu, przez które wspólnie idą już ponad 60 lat. Pochodzący z Rybnika Paruszowca Gerard Kuczera właśnie tam po raz pierwszy zobaczył swą przyszłą żonę, mieszkankę Kornowaca. Najpierw jednak zaprzyjaźnił się z jej bratem, z którym wspólnie odbywali służbę wojskową w szkole podoficerskiej. Do Kwidzyna na przysięgę Augusta pani Róża przyjechała wraz mamą. Pamięta wielką sensację jaką wzbudziły mazelonkami mamy, która nosiła tradycyjny strój chłopski.
Pani Róża pracowała wtenczas w Prezydium Miejskiej Rady w Pogrzebieniu. Rodzice jej posiadali gospodarstwo, a ona sama wychowywała się w prawdziwie męskim towarzystwie pięciu braci. Miała nazywać się Kinga, ale ojciec w drodze do Pogrzebienia, by zarejestrować jej urodzenie, zatrzymał się u swych dwóch braci i siostry, aby pochwalić się córką. Kiedy więc dotarł do urzędu nie pamiętał, jak miała nazywać się dziewczynka. Imię zawdzięcza więc urzędnikowi USC.
Pani Róża na swego wybranka czekała dwa lata, do zakończenia służby wojskowej. Do dziś wspomina piękne listy, które pisywał do niej pan Gerard oraz jego pierwszą wizytę w Kornowacu. Potem chodzili ze sobą jeszcze kolejne dwa lata. Aby spotkać się ze swą dziewczyną pan Gerard jeździł z Rybnika do Rydułtów, a potem pieszo szedł do Kornowaca. Zimą na rydułtowski dworzec odwoził go saniami ojciec pani Róży. Wracał wtedy na Paruszowiec i kierował się prosto do pracy.
Ich uczucie przetrwało próbę czasu, pobrali się 13 sierpnia 1956 r. Wesele dla ok. 100 gości odbyło się w rodzinnym domu pani Róży, a zabawa w sali gdzie dziś mieści się magazyn meblowy. Po ślubie państwo Kuczerowie przeprowadzili się do Rybnika, gdzie mieszkali 17 lat. Pani Róża podjęła pracę w kontroli jakości w Hucie „Silesia”. Pan Gerard, również w kontroli jakości na produkcji specjalnej huty przepracował 30 lat. Kiedy pani Róża zaczęła chorować, lekarz poradził zmienić otoczenie. Wybudowali więc w 1968 r. dom w Kornowacu, do którego wprowadzili się 9 grudnia 1972 r. Po powrocie na ojcowiznę pani Róża podjęła pracę w Młynie w Raciborzu, skąd przeszła na emeryturę. Na brak obowiązków państwo Kuczerowie nigdy nie narzekali. Dodatkowo wspólnie z synami Zygmuntem i Marianem prowadzili gospodarstwo, w którym były krowy, świnie, byki, barany, ponad 100 brojlerów i tyle samo królików, kaczki i indyki.
Niewiele czasu pozostawało im na przyjemności, choć chodzili na zabawy wiejskie i na każdego sylwestra. Pan Gerard pięknie śpiewał, również w wojskowym chórze. Poza tym jako 17-latek, zaczął uprawiać gimnastykę przyrządową w klubie sportowym oraz boks. Karierę sportową przerwało jednak wojsko. Umiejętności te przydają się dziś, ponieważ dwie godziny gimnastyki dziennie, przy poważnych dolegliwościach kręgosłupa, pozwala mu utrzymać sprawność. Poza tym zajmuje się domem i rodzinnymi finansami. Pani Róża natomiast lubi kwiaty. Obecnie są dziadkami czwórki wnucząt, a także doczekali się prawnuczka Sebastiana. Pan Gerard twierdzi, że receptą na ich długie, wspólne życie zawsze była praca.
(ewa)