Duży kaliber: Psy zagryzają zwierzęta w Połomi
Stado psów od kilku tygodni sieje postrach na granicy Połomi i Świerklan. W kilku atakach sfory zginęły już cztery zwierzęta, a piąte zostało okaleczone. Sytuacja jest na tyle poważna, że urzędnicy drukują ogłoszenia, a księża ostrzegają ludzi z ambon. Sprawą zajmuje się również policja.
Problemy z psami biegającymi bez nadzoru pojawiły się dwa tygodnie temu. – 14 marca o godzinie 8.02 otrzymaliśmy zgłoszenie o zagryzieniu zwierzęcia przez stado psów w rejonie ulicy Granice w Połomi – mówi Marta Pydych z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu Śl. Kiedy policjanci dojechali na miejsce, po stadzie psów nie było już śladu. – Na miejsce wezwano technika kryminalistyki, który wykonał dokumentację fotograficzną. W momencie wykonywania zdjęć osoby zgłaszające wskazały biegającego w pobliżu psa, który wcześniej miał być w grupie atakującej. Zwierzę faktycznie biegało bez nadzoru. Ustaliliśmy właściciela, sprawa trafi do sądu – zapowiada policjantka. Właściciel psa będzie odpowiadał za brak nadzoru nad psem, a nie za zagryzienie zwierząt.
Tragedia to kwestia czasu
To nie jedyny przypadek z ostatnich dni z tego rejonu. Na granicy Połomi i Świerklan pani Zuzanna z rodziną prowadzi niewielkie gospodarstwo, gdzie trzymane są daniele i owce. – Biegające luzem psy pogryzły i zagoniły ostatnio na śmierć m.in. jedną z naszych owiec. Atakowały też kozę, która miała więcej szczęścia niż owca, dlatego, że akurat byliśmy na miejscu. Nasze zwierzęta mieszkają na ogrodzonym terenie, co jednak nie przeszkadza okolicznym psom dostawać się na ich wybieg. Ogrodzenie staje się w takiej sytuacji pułapką dla zwierząt, które ostatecznie doświadczają wielkiego stresu i giną w strasznych męczarniach. Zaobserwowaliśmy, że psy, które były u nas raz, wracają – mówi właścicielka gospodarstwa. – Wiemy, z których posesji jest część psów dopuszczających się ataków. Właściciele oczywiście zaprzeczyli, żeby ich zwierzęta mogły zrobić coś takiego. My tymczasem martwimy się o nasze zwierzęta, nie wspominając już o kosztach, które ponosimy w związku z zabitymi zwierzętami. Czy trzeba czekać aż takie niepilnowane psy pogryzą dotkliwie człowieka, żeby sprawa została potraktowana poważnie? – pyta pani Zuzanna.
Gmina ma problem
Gospodarstwo pani Zuzanny znajduje się na granicy powiatu wodzisławskiego i rybnickiego. Psy przybiegają do gospodarstw w Połomi ze Świerklan. Tam więc poszkodowani próbowali interweniować. – Jest rzeczywiście problem – przyznaje Piotr Pustelnik z Urzędu Gminy w Świerklanach. – Sprawa wraca jak bumerang co wiosnę. Psy łączą się w grupy i zaczynają się problemy, szczególnie gdy taki pies już raz spróbuje krwi, ciężko potem nad nim zapanować. Po zwierzętach, następnymi ofiarami mogą być ludzie. Część z właścicieli wychodzi z założenia, że pies się sam wyżywi. Dlatego dajemy ogłoszenia, aby przestrzec ludzi i zaapelować o nadzór nad psami. Poprosiliśmy księży, aby mówili o tym również w kościołach – mówi urzędnik ze Świerklan. Na granicy Połomi i Świerklan w sumie odnotowano pięć przypadków zagryzienia zwierząt i jednego okaleczenia.
W stadzie nabierają odwagi
Zdaniem pracowników urzędów, powodem grupowania się psów jest wiosenne poszukiwanie suk. – Dlaczego jednak atakują zwierzęta? – Mało który pies nie ma swojego pana i jest rzeczywiście bezdomny – mówi nam Przemysław Plucik, szef rybnickiego schroniska dla psów, który przez lata odłowił tysiące psów. – Najczęściej to wynik braku wyobraźni właścicieli, którzy otwierają drzwi czy bramy posesji by pies się „wybiegał”. Zwierzę szybko się nudzi i zaczynają się problemy. Często słyszę, że dany pies jest łagodny i na pewno by nie zaatakował. Trzeba jednak pamiętać, że psy w grupie zachowują się zupełnie inaczej. To jest instynkt, który każe im polować – dodaje Przemysław Plucik. Rybnickie schronisko nie zajmuje się psami z terenu Świerklan, bo nie ma z gminą podpisanej umowy. – Nie dziwię się tym Państwu, bo ponoszą każdorazowo koszty utylizacji padłych zwierząt. Takiego daniela nie można po prostu zakopać, bo zabrania tego prawo – mówi szef rybnickiego schroniska. – Musimy wzywać firmę z Opola, która wywozi nam zagryzione zwierzęta. Psy zagryzły nam już cztery daniele i owcę. W tej chwili kolejny daniel kuleje, prawdopodobnie przez kolejny atak psów podczas naszej nieobecności – mówi pani Zuzanna.
Myśliwi nie odstrzelą
Teoretycznie prawo daje możliwość odstrzału myśliwym zdziczałych psów. Jerzy Bujok, prezes Koła Łowieckiego „Pod Klonem”, które gospodarzy na tym terenie, mówi, że żaden myśliwy się tego nie podejmie. – Nikt nie chce mieć kłopotów z prawem, odebranego pozwolenia i zabranej broni – mówi myśliwy. Jak dodaje, pies musiałby być zdziczały i bezpański. – To ciężko ocenić. Gdyby potem okazało się, że pies miał jednak właściciela, myśliwy miałby kłopoty. Problemy są nie tylko z psami, bo najwięksi zabójcy to koty. Zabijają ptactwo i małe zające – mówi prezes koła. Kazimierz Szweda, komendant straży leśnej Nadleśnictwa Rybnik, mówi, że na razie służby leśne nie odnotowały szkód spowodowanych przez dzikie psy. – Większy problem mamy obecnie z psami, które biegają koło właścicieli na spacerach w lesie. Taki pies bez problemu odnajduje ukryte w trawach czy zaroślach młoda zwierzynę, która o tej porze przychodzi na świat. W lesie jest bezwzględny zakaz spuszczania psa ze smyczy, zarówno małego jak i dużego. Kto spuści psa, musi się liczyć z karą – mówi szef straży leśnej.
Pogryzione dziecko
Wypuszczony z domu pies bez opieki pogryzł w ubiegłym tygodniu dziewczynkę w Rybniku. Do Straży Miejskiej w Rybniku zadzwoniła babcia dziewczynki, która powiedziała dyżurnemu, że wolno biegający pies pogryzł jej wnuczkę. Gdy strażnicy przyjechali na miejsce, kobieta wskazała, do kogo może należeć zwierzę. Właściciel psa został ukarany mandatem karnym w wysokości 200 zł za to, że pies biegał swobodnie bez żadnego nadzoru. Podczas przeprowadzania interwencji okazało się, że pies od 3 lat nie był poddawany obowiązkowym szczepieniom. – Za zaniedbanie swych obowiązków właściciel zwierzęcia stanie przed sądem. Przypominamy, że każdy właściciel psa jest zobowiązany raz w roku poddawać go obowiązkowym szczepieniom – mówi Dawid Błatoń ze Straży Miejskiej w Rybniku.
Adrian Czarnota