Duży kaliber: Włamanie przy Konopnickiej
Wytrop sprawcę czyli zagadka kryminalna.
Radiowy spiker właśnie kończył czytać poranne wiadomości, gdy na biurku komisarza Jakuba Szarka odezwał się telefon.
– No słucham cię – powiedział niezbyt zadowolonym tonem. Przez kilkadziesiąt lat pracy poranne telefony oznaczały zawsze to samo. Koniec spokojnego ranka i wyjazd w teren. Nie inaczej było tym razem.
– Udaj się na Konopnickiej. W nocy było tam włamanie. Ponoć poginęły tam jakieś wartościowe rzeczy z sejfu – usłyszał w słuchawce.
Po kwadransie komisarz Szarek wraz z partnerem byli już na miejscu. Komenda i ulica Konopnickiej to ta sama dzielnica.
– To chyba tu – powiedział aspirant Czaja, wskazując kobietę machająca do nich z progu okazałego domu.
– Dzień dobry, nazywam się Weronika Ostałowicz. To ja wezwałam policję – przywitała się z policjantami właścicielka willi.
– Co się stało? Przekazano nam, że doszło do jakiegoś włamania.
– Jakiegoś włamania? Proszę pana, obrabowano mnie – oburzyła się kobieta. – Proszę za mną – dodała i ruszyła w głąb domu. – Rozpruto ją i wybebeszono – wskazał palcem w róg pokoju.
Policjanci przez moment ogłupieli, myśląc, że trafili na morderstwo zamiast na włamanie. Szybko jednak zorientowali się, że w pokoju nie ma trupa, a gospodyni wskazuje na pancerną szafę.
Istotnie, w połowie wysokości sejfu, ktoś wyciął palnikiem dziurę. Otwór był niewielki, jednak bez problemu można było przez niego włożyć dłoń. Szafa była już otwarta. Zapewne, aby ocenić skalę kradzieży.
– Szanowna pani, co znajdowało się w sejfie? – zapytał komisarz Szarek wskazując na trzy półki, regularnie rozłożone na całej wysokości szafy.
– Na pierwszej od góry trzymamy gotówkę, na drugiej dokumenty a na trzeciej biżuterię. Zginęły pieniądze i naszyjniki.
– Kosztowności pewnie ubezpieczone? – zapytał policjant z delikatnym uśmiechem.
– Oczywiście. Ale co mi z ubezpieczenia, skoro zginęła pamiątka rodzinna.
– Powiem pani tak… – zaczął, uśmiechając się już od ucha do ucha komisarz, ale nie skończył, bo przerwała mu jego rozmówczyni.
– Nie rozumiem co pana tak śmieszy.
– Powiem pani tak, nie wierzę we włamanie. Uśmiecham się, bo myślałem, że utknę tu na cały dzień, a sprawa jest prosta. Mam nadzieję, że poda nam pani nazwisko wspólnika, bo chyba sami pani nie potrafi obsługiwać palnika? – zapytał policjant.
Jak policjant zorientował się, że włamanie zostało sfingowane przez Weronikę Ostałowicz i jej wspólnika?
Aby poznać odpowiedź, wciśnij Ctrl+A.
Z dziury wypalonej palnikiem, można było sięgnąć tylko na środkową półkę, gdzie znajdowały się dokumenty. Złodziej nie mógł nic zabrać tą drogą z pierwszej i trzeciej półki, gdzie była gotówka i biżuteria. Kasa została otwarta normalnie, a dziurę wycięto palnikiem dla zmyłki.