Pieniądze na ochronę zabytków... Ponure żarty z historii Raciborza
Zaniedbane, zapomniane – zabytki Raciborza popadają w ruinę. Potrzeby są ogromne, ale pieniędzy na ich renowację przeznacza się bardzo niewiele. Głos tych, którzy upominają się o niemych świadków historii Raciborza, jest ledwie słyszalny. Pomniki pamiętające dni chwały naszego miasta przegrywają walkę o pieniądze z koncertami gwiazd, czy zakupem kalendarzy, kubków, koszulek i długopisów.
Myśląc o zabytkach Raciborza w głowie pojawiają się nam obrazy: Zamku Piastowskiego w Raciborzu, kolumny na rynku, wnętrz pięknych kościołów oraz kamienic w centrum miasta. Po latach udało się wyremontować zamek, kolejnym kamienicom nadaje się pięknego wyglądu. Jednak nie brak w Raciborzu zabytków mniejszej rangi, których stan pozostawia wiele do życzenia.
Czas zjada wszystko
Przyzwyczailiśmy się już do brudnego, omszałego i zarośniętego wizerunku zabytków mniejszego kalibru. Monumentalne grobowce Riedingerów i Sobtzicków na cmentarzu Jeruzalem, pomnik żołnierzy – również raciborzan – poległych w I wojnie światowej na cmentarzu przy ul. Głubczyckiej, popadający w ruinę dawny szpital przy ul. Bema. Są też drobnostki, jak tablica przy ul. Stalmacha, ufundowana przez raciborzan w 1946 roku – w dwusetną rocznicę urodzin Tadeusza Kościuszki – dziś spękana i zarośnięta. Zabytkowy spichlerz w Sudole miał swoje medialne pięć minut, ale koniec końców sprawa rozeszła się po kościach.
Obiekt nadal niszczeje.
75 tysięcy złotych
Co na to Miejski Konserwator Zabytków? Joanna Muszała–Ciałowicz wskazuje przede wszystkim na brak środków finansowych. – Co roku przygotowuję projekt budżetu – zawsze na wyrost. Potem dostaję taki, jaki dostaję i staram się z tego coś zrobić – mówi J. Muszała-Ciałowicz.
O jakich pieniądzach mowa? W 2017 roku Miejski Konserwator Zabytków dysponuje kwotą 50 tys. zł na dofinansowanie remontów zabytków oraz 25 tys. zł na remonty obiektów własnych. – Za 25 tysięcy to się nie da mieszkania wyremontować – mówi konserwator.
Niewielkie środki finansowe przeznacza się na skromne remonty i konserwacje – przydrożnych krzyży i kapliczek, mniejszych figur i nagrobków. Przykładowo w ubiegłym roku udało się oczyścić z mchu i zaimpregnować figurę płaczącej kobiety w parku Roth, pozostałość po dawnym cmentarzu ewangelickim. Do porządku doprowadzono również nagrobek w drugiej części (katolickiej) dawnego cmentarza, zlokalizowany w pobliżu restauracji Not.
Bez rejestru nie da rady?
Dopytujemy dyrektor Muszałę-Ciałowicz o grobowiec rodziny Sobtzicków na cmentarzu Jeruzalem. Okazała budowla świadczy o ogromnym bogactwie przemysłowców. Wyroby czekoladowe produkowane w ich zakładach sprzedawano w całej Rzeszy Niemieckiej. Rozsmakowywali się w nich obywatele niemieckiego mocarstwa, z cesarzem na czele. Choć bogactwo Sobtzicków przeminęło, pozostawili po sobie w Raciborzu budynek dawnej fabryki (dzisiejszy urząd miasta), osiedle pracownicze przy ul. Czekoladowej, czy willę, w której fragmencie działa dziś urząd skarbowy. Piękne gmachy, które do dziś służą miastu i jego mieszkańcom.
Jest jeszcze wspomniany już grobowiec, który zdążył nabrać zielonego odcienia zapomnienia. Okazuje się, że nie figuruje on w rejestrze zabytków. Właścicielem cmentarza jest parafia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Raciborzu. Zdaniem Joanny Muszały-Ciałowicz, gdyby właściciel zdecydował się złożyć wniosek o wpisanie obiektu do rejestru zabytków, wówczas miejski konserwator mógłby przeznaczyć pieniądze na remont. Póki co takiej możliwości nie ma. To samo dotyczy pomnika poświęconego żołnierzom poległym w I wojnie światowej, który znajduje się na cmentarzu przy ul. Głubczyckiej w Raciborzu. Próbowaliśmy się skontaktować i porozmawiać o tym z proboszczami parafii z rynku oraz Mikołaja, jednakże do zakończenia prac nad aktualnym numerem „Nowin Raciborskich” próby te okazały się bezowocne (księża byli w rozjazdach).
Brzydkie wygrywa z ładnym
Jakby tego było mało, dopuszcza się do oszpecania tych skrawków Raciborza, które jeszcze jako tako się prezentowały. Ulicy Długiej omalże nie widać spod pstrokatych szyldów i banerów, choć gdy otwierano ją w 1979 roku po remoncie, wszystkie były utrzymane w jednolitej stylistyce. To był dobry wzorzec, który został zapomniany. Dziś po te same rozwiązania sięgają władze niektórych polskich miast, nadając estetycznym centrom gustownego szyku. Szkoda, że nie palą się do tego władze Raciborza.
Podobnie rzecz się ma z rynkiem. Do ogródków piwnych, również tych całorocznych, już się przyzwyczailiśmy. Tak samo jak do reklamowej tandety. Nic więc dziwnego, że przechodzimy obojętnie obok wyremontowanej niedawno księgarni, w której stylowe półkoliste okna zastąpiono zwyczajnymi, prostokątnymi. W rozmowie z konserwatorem zabytków poruszyliśmy również ten wątek. – To nie jest moja kompetencja. Ja nawet nie wiedziałam, że takie coś ma tam powstać – mówi Joanna Muszała-Ciałowicz. Czyja to kompetencja? Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który opiekuje się rynkiem oraz ulicą Długą.
Brak wizji i wypalenie zawodowe?
O zaproszenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków do dyskusji na temat ochrony zabytków w naszym mieście bezskutecznie zabiega radny Leszek Szczasny. Bardzo krytycznie ocenia on działalność wojewódzkiego oraz miejskiego konserwatora zabytków, a także władz Raciborza z prezydentem Mirosławem Lenkiem i Wojciechem Krzyżekiem na czele. L. Szczasny zarzuca im brak wizji, co szczególnie widać na rynku oraz ulicy Długiej. Marzą mu się utrzymane w jednakowej stylistyce szyldy oraz ogródki piwne. Pierwsze rozwiązanie wprowadzają w historycznych centrach miast kolejne samorządy, drugie możemy zobaczyć w pobliskim Rybniku, gdzie te kwestie uregulowano już w 2015 roku. – Prezydent i wiceprezydent tego nie chcą. Wolą zostawić przedsiębiorcom wolną rękę i kończy się tak, że ktoś robi cepelię w chamskim stylu, czy remont księgarni z oknami „ni przypiął, ni przyłatał” – mówi zirytowany radny.
Zdaniem Szczasnego, Joanna Muszała-Ciałowicz wypaliła się już na stanowisku miejskiego konserwatora zabytków. – Nie podchodzi do tego z sercem. Traktuje te zabytki inwentarzowo, jak zapisy na kartkach. A tu trzeba czuć to miasto, mieć do niego szacunek, nie pozwalać zabytkom ginąć i popadać w zapomnienie. Wiele z nich straciliśmy bezpowrotnie, dlatego o te drobne ślady historii powinniśmy dbać – dodaje L. Szczasny.
Gdy pytamy go o niewielki budżet jakim dysponuje miejski konserwator zabytków przyznaje, że powinien on zostać przynajmniej podwojony, ale sam konserwator powinien starać się również o pozyskiwanie środków ze źródeł zewnętrznych.
Wojtek Żołneczko
komentarz autora: Co po nas zostanie?
75 tysięcy złotych przeznaczane przez władze na ochronę zabytków w mieście, które w tym roku obchodzi jubileusz 800–lecia praw miejskich, wygląda jak ponury żart. To prawie tyle, ile gwiazda koncertu wieńczącego Dni Raciborza czy strażacki memoriał bierze za półtoragodzinny występ. To mniej więcej tyle, ile władze Raciborza przeznaczą w tym roku na zakup koszulek, długopisów, kubków i kalendarzy. Są jeszcze tysiące złotych wydawane na kręcenie filmików i spotów, których nikt potem nie ogląda. Zręczny marketingowiec z Gazety Wyborczej, pomimo tego że budżet jest już dawno uchwalony, potrafi z dnia na dzień przekonać nasze władze do wydania 18 tys. zł na udział w medialnym projekcie. Dawne pokolenia raciborzan pozostawiły po sobie gmachy pięknych kościołów, bogato zdobione kamienice, linie kolejowe oraz grobowce, w których spoczęły. Po nas zostaną osiedla z wielkiej płyty i klocek na rynku. Te budowle nie przysporzą nam chwały. Skoro sami nie potrafimy wznieść się na wyżyny, postarajmy się chociaż o uszanowanie owoców pracy i miejsc pamięci naszych wielkich poprzedników.