Tylko koni brak
Nawet letnia odsłona targu końskiego nie przyciągnęła do pietrowickiego centrum zbyt wielu handlarzy końmi. Przyjezdni narzekali na małe zainteresowanie potencjalnych kupców.
Ze Strzelec Opolskich przybył pan Zbyszek i przywiózł ze sobą dwie klacze szlachetne – myszatą i siwą, dwulatkę i roczne źrebię. Pietrowicki targ polecili mu koledzy. – Jest jedyny taki w okolicy – zaznaczył hodowca. Wcześniej sprzedawał konie wśród znajomych i chciał sprawdzić zainteresowanie na targu. Zawiódł się. – Brakuje zarówno kupców ,jak i koni. Nie wiem czy jeszcze przyjadę, ale może trzeba kilka razy się tu pojawić, żeby ludzie się dowiedzieli – rozważał głośno. Przybysz ze Strzelec Opolskich jest hodowcą od dekady.
Targ jedyny w okolicy
Kobyłę śląską prezentował na targu Jan Jambor z Brzezia. – Ma dwustronne pochodzenie i wpis do księgi głównej na 80 punktów. Miała już cztery źrebaki, teraz będzie z piątym na wiosnę – opowiadał nam miłośnik koni. Ma ich w domu 7. Kobyła, którą przywiózł ma już 7 lat. – Lata uciekają, a sześć jeszcze mam w domu. To na źrebięta przeważnie – dodał. Swoją własność chciał przede wszystkim zaprezentować, ale był otwarty na negocjacje. – Z kupcem chętnie bym się spotkał u siebie w domu i stamtąd coś sprzedał – tłumaczył pan
Jan. Średnia cena konia wynosi 4 tys. zł i zależy od jego wagi. Mężczyzna chwali targ pietrowicki, bo można się na nim pokazać. – Chodzi się, orientuje, czegoś można się dowiedzieć. Są tu ludzie z regionu. Naokoło nie ma innych takich targów – zauważył. On również podkreślał, że przydałoby się „żeby jakiś koń na targu zawsze był” i dlatego przywiózł pokazać swoją klacz. Jambor tłumaczył małą liczbę wystawców okresem wakacyjnym i żniwnym.
„Zieloni” w Żorach nie chcieli
Bryczkę „starą i zwykłą, ale odnowioną” próbował sprzedać Józef Berak. Przybył z wnukiem z Lublińca. – Mamy w domu koniki. Jedzie się bryczką na dożynki, bo przyjdzie sołtys to się bierze bryczkę i jedzie – snuł opowieść dojrzały mężczyzna. Pojazd miał podłoże przedwojenne, a jego górna część została odnowiona. – Co trza było się wyrzuciło, a co trza było wstawiło – wyjaśniał na temat bryczki dla 6 osób. Osobiście remontował pojazd. – Bez wyuczenia, całą zimę na to poświęciłem – zaznaczył. Jaki był koszt przedsięwzięcia? – Sprzedaję za połowę tego ile powinna kosztować. Wołam dziś 3,5 tys. zł – rzekł pan Józef. Czy pojawili się kupcy? Z przeciągłym „aaa” machnął tylko ręką i stwierdził, że wraca do domu. Żałuje, że bliżej nie ma jakiegoś targu końskiego, bo odległość 100 km go zniechęca. Wcześniej jeździł na targowisko do Żor. – Polikwidowali to. Było w lesie, na boku i lepiej. „Zielonym” nie pasowały te konie. Weterynarz zamknął. Potem nie wyszło w Zebrzydowicach więc tutaj próbują. Czy to się przyjmie na dłużej? Jedno co niezłe to chociaż ludzi jest trocha – podsumował J. Berak.
Oprac. (ma.w)
Komentarz
Targowisko końskie odwiedziliśmy na początku roku, gdy temperatury były niewiele na plusie. Wówczas koń był jeden, ale nie brakowało handlarzy akcesoriami końskimi. Jako atut Pietrowic Wielkich wskazywano wiejską okolicę i sporą liczbę odwiedzających. Narzekano jedynie na niewielką frekwencję handlarzy „żywym towarem”. Wtedy mówiono, że gdy się ociepli koni przybędzie. Niestety lipiec też okazał się niezbyt chwalebny jeśli chodzi o wystawców z klaczami i rumakami. Wciąż potrzeba czasu, ale i nakładów na reklamę w środowisku „koniorzy” by targ nie tylko się odbywał, ale mógł się rozwijać.