„Wesele” i smażona krowa
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Czy można ubawić się na smutno? Zdrowy rozsądek mówi, że nie, ale mnie się udało, kiedy przeczytałem wypowiedź pana Prezydenta RP Andrzeja Dudy, że (cytuję): „jestem przekonany, że każdy już czytał w swoim życiu „Wesele”. Jakoś ta władza chyba w innym świecie żyje niż ja, oj w całkiem innym.
„Wesele” to może nawet sporo luda oglądało, ale raczej w telewizorze i wcale nie jestem pewny, że była to adaptacja rzeczonego dramatu Stanisława Wyspiańskiego w słynnej reżyserii Andrzeja Wajdy. Już bardziej stawiałbym na obrazoburcze „Wesele” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, w którym niejaki Wojnar (grany przez Mariana Dziędziela), żeni córkę (w tej roli Tamara Arciuch), a wszystko kończy się totalną katastrofą. Albo na landrynkowe „Wesele w Sorrento” z Piercem Brosnanem, które dla odmiany przegina w drugą stronę, jak to zresztą komedia romantyczna (chociaż nieamerykańska).
Kiedyś można było jeszcze liczyć na to, że szkoła „zmusi” uczniów do przeczytania niektórych książek. Ale teraz w większości szkół wystarczy już tylko wyguglować streszczenie, a przed maturą wbić do głowy tzw. słowa klucze. Zresztą, niezależnie od powyższej patologii, szczerze nie rozumiem, dlaczego akurat zachęcanie do książek ma się odbywać przez narodowe czytanie utworu tak trudnego w odbiorze (i w samym czytaniu) i niezrozumiałego dla 90 proc. populacji bez żmudnego objaśniania skomplikowanej i niejednoznacznej symboliki. No i który wcale optymistycznie dla Polski się nie kończy i dobrej recenzji Polakom nie wystawia, co jest jakby sprzeczne z obecnym patriotycznym uniesieniem. Ponoć internauci tak wybrali, ale ilu ich było i czy byli świadomi na co głosują? Tego nigdzie nie znalazłem.
Dlatego niemal wizjonerskie wydaje się posunięcie dyrekcji raciborskiego Zamku Piastowskiego, gdzie 2 września ma być czytany ów dramat w ramach VI już edycji Narodowego Czytania. Otóż w tym samym dniu odbędą się…Pierwsze Burgerowe Mistrzostwa Polski Food Truck Event. Nie znalazłem wprawdzie informacji czy zawody polegać będą na smażenia mięsa czy raczej na jego pożeraniu (np. na czas lub kilogramy),. Ale jak znam życie, to na obu tych czynnościach, bo w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby jak najwięcej tych kotletów i bułek ludziom sprzedać. A że z lektury Wyspiańskiego wychodzi, że uczestnicy „Wesela” mało co jedli, a tylko mielili jęzorami, to u nas można tę patologię twórczo wyeliminować. Jedni będą czytać, a drudzy (najlepiej w tym samym czasie) wcinać kawałki krowy w bułce.
Jak to mówią w środowisku teatralnym, żadnej sztuce wyższej jeszcze nie zaszkodził porządny kawał krwistego mięcha podlany piwem. A już na pewno powinien uratować frekwencję…
bozydar.nosacz@outlook.com