Szpital wstrzymał planowe przyjęcia
W pół roku lecznica udzieliła świadczeń za 5 mln zł więcej niż przewiduje kontrakt z NFZ. – Dusimy się finansowo – przyznaje starosta Winiarski, a dyrektor Rudnik nie widzi przyszłości w szpitalu bez pieniędzy. – Koszty wciąż rosną, a wpływów brak – rozkłada ręce. Zła sytuacja rzutuje na pacjentów.
Ryszard Rudnik przychodzi co miesiąc do radnych powiatowych i opowiada im co słychać w szpitalu, którym zarządza. W ostatnich miesiącach samorządowcy słyszą od niego, że na Gamowskiej potrzebne są dodatkowe pieniądze. Żądają ich m.in. lekarze i pozostały personel szpitala. Na niekorzyść dla finansów szpitala zmieniają się przepisy o minimalnym wynagrodzeniu. Takie nowelizacje dotyczą również płac w służbie zdrowia. Dyrektor Rudnik chce na ten cel milionów złotych, których nie ma w swoim budżecie. Sęk w tym, że w starostwie też zieje pustką w kasie. Powiat szuka sposobów jak się dodatkowo zapożyczyć na spodziewane inwestycje. Z trudem podejmuje decyzje o umarzaniu pożyczek dla swej lecznicy, i reaguje milczeniem na słowa dyrekcji o wysokich dotacjach marszałka dla jego szpitali i oczekiwaniu, że powiat mógłby się na tym wzorować.
Mnóstwo obaw
Niedobrze brzmią przypuszczenia dyrektora Rudnika związane z działalnością szpitala od października, już w ramach tzw. sieci. Nie wiadomo do końca jaki będzie wtedy budżet placówki, a nowy sposób rozliczania z NFZ skłania szefa lecznicy do stwierdzeń: nie widzę prowadzenia szpitala w takim systemie. Rudnik zgaduje ile może dostać pieniędzy z funduszu i nie kryje obaw. – Jeden pacjent na OIT kosztuje nas 30 tys. zł, a drugi 100 tys. zł. Rozliczamy ich poza kontraktem, a mamy rozliczać w ramach nowego budżetu. Takie zasady mogą rozsadzić nam finanse szpitala – powiedział radnym komisji zdrowia. Jej szef Marceli Klimanek pocieszał Rudnika: zobaczymy co się urodzi. Jednocześnie dodał, że reforma ministerialna oparta jest na modelu holenderskim, który nie sprawdził się do końca w kraju tulipanów.
Niepokój R. Rudnika budzą też plany związane z likwidacją tzw. nadwykonań. – Będzie tak, że im więcej pacjentów przyjmiemy, tym niższą wycenę punktu rozliczeniowego zaproponuje nam NFZ. Dziś ten punkt wynosi 52 zł, a może spaść do np. 48 zł. Nie wiadomo jak będzie z przekraczaniem budżetu kwartalnego – mówił dyrektor.
Szarpanie ze związkami
Tymczasem z Gamowskiej słychać zapowiedzi strajku (gotowe do niego są pielęgniarki, których spór zbiorowy z dyrekcją jest aktualny) lub lekarskie rozważania o przenosinach do innych placówek, gdzie specjalistom lepiej się płaci.
Od 1 lipca wzrosło minimalne wynagrodzenie. W szpitalu powinno wynieść np.: 4953 zł dla lekarza specjalisty czy 2847 zł dla pielęgniarki ze specjalizacją. Ustawodawca zaplanował kolejne podwyżki, nie wskazując źródła ich sfinansowania.
– Już zaczyna się szarpanie ze związkami zawodowymi wobec tych zmian w przepisach – wyjawił Rudnik radnym. Dodał, że jeszcze w tym roku musi mieć 752 tys. zł więcej dla samych pielęgniarek. – Przyznam się, że nie wiem z czego jesteśmy w stanie to pokryć – oznajmił.
Do dyskusji przyłączył się M. Klimanek wyliczając, że drożeją: diagnostyka, leki, leczenie i utrzymanie. – Szpitale powiatowe są skazane na kłopoty – przewiduje przewodniczący komisji.
Poważna analiza
Dyrektor Rudnik nie chce oceniać czy zmiany w służbie zdrowia są dobre czy nie. Wie, że wspólnie z samorządowcami musi się do tych zmian przygotować. Wspomniał o pracach nad programem naprawczym dla Gamowskiej i „poważnej i dużej analizie dla zarządu”. – Czeka nas większa restrukturyzacja, dotycząca również naszych zobowiązań – przekazał komisji zdrowia.
Szef lecznicy przypomniał, że przed 10 laty szpital przeszedł restrukturyzację. – Starczyło jej na 10 lat, a teraz czeka nas opracowanie nowej strategii – skwitował Ryszard Rudnik.
Wicestarosta Marek Kurpis rozumie potrzebę dofinansowania szpitala, ale przyznaje, że „powiat nie ma z czego”. – Budżet na 2018 rok będzie bardzo trudny. Bilansowanie się budżetu szpitala wygląda bardzo źle – ocenił zastępca Winiarskiego. Zarząd chce umorzyć szpitalowi pożyczkę 1 mln zł, ale to i tak według Rudnika za mało.
Mariusz Weidner
Ryszard Rudnik: Kto może poczekać, musi poczekać
Nie stać nas na finansowanie wszystkich świadczeń. Dlatego nie ma planowych przyjęć. Ludzi ustawionych w kolejkach zapisujemy na późniejsze terminy. Przy 5 mln zł niezapłaconych świadczeń nie możemy przyjmować kolejnych pacjentów, za których nikt nie zapłaci. Przyjmujemy tylko tych, których zagrożone jest życie lub zdrowie. Kto może poczekać, musi poczekać, to jest tzw. hospitalizacja planowa. Myślę, że to i tak za późno wprowadziliśmy, ale nie chcieliśmy komplikować ludziom życia. Z końcem września wyczerpują się obecne kontrakty szpitala z NFZ. Od października będzie obowiązywał nowy budżet szpitala. Z tych 5 mln zł nadwykonań i tak większości nie odzyskamy. Szpitala nie zamkniemy bo mamy obowiązek udzielania świadczeń przez cały rok, równo.
Od redakcji: O komentarz poprosiliśmy ŚONFZ. Do zamknięcia numeru go nie uzyskaliśmy.