Sztajger mają złoty haziel. Nie wierzycie?
– Paweł, masz górników w rodzinie? Obchodzicie Barbórkę?
– Paweł Polok: Mój tata wprawdzie ukończył Technikum Górnicze w Rybniku, ale nigdy nie był związany z górnictwem. Za to jego czterej bracia oraz szwagier pracowali na kopalniach m.in. na KWK Pniówek, Jankowice, Moszczenica oraz w Przedsiębiorstwie Budowy Szybów. Tak więc w naszej rodzinie jak najbardziej obchodziło się Barbórki. Występowaliśmy też wraz z tatą na barbórkowych imprezach.
– Niektórzy dzisiaj wzdychają mówiąc: Gdzie Barbórki z tamtych lat? Czy twoim zdaniem mają rację?
– Podczas występów dla górników mamy okazję poznać brutalną prawdę. Kiedyś Barbórka to było górnicze święto, nieco rubaszne, ale fajne. Dzisiaj przeistoczyło się w picie piwa i gorzały. I jest to przygnębiające dziedzictwo tandemu Gierek – Grudzień, kiedy to za bardzo ciężką pracę górnicy dostawali najbardziej prymitywną nagrodę: krupniok i piwo. Myślę, że dzisiejsze Barbórki nie są smutne. To nie jest smętne picie kawy i wspominanie starych dobrych czasów. To jest pijaństwo w najgorszym wydaniu. I mogą to potwierdzić także inni występujący podczas górniczych biesiad, np. Joasia Bartel. Nieraz jest tak, że impreza zaczyna się po południu, a wieczorem nie ma już z kim porozmawiać. I jest to wypaczenie górniczej tradycji.
– Może na taki sposób odreagowania wpływa ciężka praca w niebezpiecznych warunkach?
– Nasi dziadkowie pracowali na kopalniach jeszcze ciężej, bo nie było maszyn, a nie pili do upadłego. I nie znali w ogóle przekleństw. Jak mój wywodzący się z Rybnickiej Kuźni dziadek czasem zapieronił, to już było wielkie poruszenie w rodzinie i wszyscy byli cicho, bo fater są nerwowi! Wtedy w tej też nie było sentymentów, a mimo to górnicy nie znali wulgaryzmów.
– Z dawnych lat zostały nam na szczęście fajne wice o górnikach!
– I to był właśnie sposób naszych dziadków na odreagowanie stresu. Nie alkohol, ale kawały, które nieraz ocierały się o czarny humor. Chociażby jak ten, który kiedyś opowiadał prof. Jan Miodek: Spotkały się dwie baby przed familokiym i jedna rozpaczała: Mojigo starego zabiło na kopalni! Na to pyta ją ta druga: – I wielaś dostała odszkodowania? – No trzysta tysięcy! – odpowiada pierwsza. – Tyle piniyndzy, a moj zdążył uciec! – załamała ręce sąsiadka.
Lubię też inny górniczy kawał, jak to sztajger zaprosił dwóch górników na urodziny do swojego domu. Na drugi dzień wszyscy sie ich pytali: I co, jako tam mo w domu? Górnicy rozpływali się w zachwytach, jakie to mo sztajger gardiny, jakie meble. – I złoty haziel! – przekonywali. – Co, złoty ustęp? Niemożliwe – dziwili się koledzy z gruby. W końcu, żeby się przekonać, wszyscy pojechali do domu sztajgra. Otwiyro im jego baba. – My tu przyijechali, bo koledzy nie chcom nom wierzyć, że nasz sztajger mają złoty haziel! Na to kobieta woło w głąb domu: – Alojz, podź sam wartko, przyszło tych dwóch, co ci wczoraj narobili do tuby!
– Dzisiaj już nie ma takich wiców?
– Są wice o pieniądzach, pijaństwie i seksie. Ale to już inny klimat.
– Co twoim zdaniem spowodowało, że status zawodu górnika podupadł?
– Wszystko, co najgorsze wlecze się za górnikami z czasów komunizmu. Przez lata byli karmieni strachem, jak to przed wojną było ciężko. A to przecież za komunizmu doszło do wypadków na kopalniach Jankowice czy Makoszowy, o których kroniki milczały, bo chciano je ukryć. Moja babcia straciła wtedy pierwszego męża. I nie otrzymała wówczas żadnej pomocy.
– A coś optymistycznego na koniec?
– Dzisiaj optymizmem napawa fakt, że w naszym Śląsku niezmiennie tkwi ogromny potencjał związany z jego żywą kulturą i bogactwami naturalnymi. Ślązacy coraz lepiej czują się na swojej ziemi. Mają swoje śląskie telewizje, śląskie radia, programy po śląsku. Tacy Belgowie są na przykład zadumieni, jak się dowiadują, że Śląsk liczy prawie tyle samo mieszkańcow, co cała Belgia. Ile to jest przecież możliwości rozwoju, ile potencjalnych klientów! Dlatego uważam, że Śląsk i związane z nim nieodłącznie górnictwo mają przed sobą pozytywną przyszłość.
Rozmawiała Iza Salamon