Przemoc wobec mężczyzn to trudny temat na Śląsku
– Od jednego z mężczyzn usłyszałem: „Wie pan co? To, że żona mnie uderzyła, nie jest tak straszne jak to, gdyby ktoś mi powiedział, że ona się nade mną znęca. Bo jak się uderzy, to w kłótni i w nerwach, ale jakby ludzie dowiedzieli się, że się znęca... – mówi Dawid Brachmański z Ośrodka Pomocy Społecznej w Radlinie, z którym Magdalena Kulok rozmawia o przemocy wobec mężczyzn.
Niedawno oglądałam pewien eksperyment, który sprawdzał reakcje przechodniów. Mężczyzna urządził kobiecie awanturę i zaczął ją szarpać. Wiele osób zareagowało i pomogło ofierze. Później role odwróciły się – to kobieta krzyczała na mężczyznę i popychała go. Ta druga sytuacja wywołała głównie drwiące uśmiechy i politowanie. No więc jak to jest z przemocą wobec mężczyzn?
Dawid Brachmański, pracownik socjalny OPS w Radlinie (DB): Rzadko jest to przemoc fizyczna. Głównie psychiczna. Jeśli już dochodzi do przemocy fizycznej, to głównie wobec starszych mężczyzn, często z jakimś stopniem niepełnosprawności, po wypadkach. Są to mężczyźni, którzy nie potrafią się bronić.
Na przykład dzieci biją schorowanego ojca?
DB: Tak, chociaż tak jak powiedziałem, przemoc fizyczna to rzadkość. Mężczyzn dotyka przede wszystkim przemoc psychiczna.
Na czym polega tego rodzaju przemoc? Bo fizyczna – wiadomo. Ale psychiczna?
DB: Najczęściej na doprowadzeniu ofiary do depresyjnego nastroju i do poczucia, że jest się nieudacznikiem. Krytykowane są codzienne wybory drugiej osoby, nawet te błahe. Na przykład jeden z mężczyzn opowiedział mi, że chciał obejrzeć w telewizji film, ale w tym samym czasie leciał mecz. Wtedy partnerka zrobiła mu wielką awanturę, że „co z niego za chłop, który nie ogląda sportu”. Wydaje się, że to mało znacząca sprawa, ale w rodzinach, w których jest przemoc psychiczna, tego rodzaju sytuacje są na porządku dziennym.
Krystyna Kryszewska, dyrektor OPS w Radlinie (KK): Do tego nieustanne poniżanie i krytykowanie. Komentowanie wyglądu i zachowania mężczyzny przy innych, ocenianie jego rodziny i pochodzenia. Ciągłe porównywanie z innymi: „Zobacz gdzie zaszedł twój kolega, a gdzie ty jesteś. Ale z ciebie nieudacznik. Jakbym wiedziała, że taki jesteś, to bym cię nie chciała”.
Domyślam się, że kluczową kwestią jest długotrwałość tego procesu. Bo jednorazowe powiedzenie drugiej osobie w kłótni, że „ty się do tego nie nadajesz...” trudno wprost nazwać przemocą.
KK: Tu chodzi o notoryczne poniżanie i ośmieszanie. Często według otoczenia te rodziny funkcjonują bardzo dobrze. Problemem jest to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.
DB: To proces, który trwa latami. Nawet kilkanaście lat. Krytykowanie codziennych wyborów przechodzi w poniżanie, padają bardzo poważne słowa i zarzuty. Wreszcie dochodzi do całkowitego kontrolowania. Bo definicja sprawcy jest taka, że musi mieć całkowitą kontrolę nad najbliższymi. Podam przykład. Byłem umówiony na godz. 9.30 z mężczyzną, który był ofiarą przemocy. Ale pan przyszedł wcześniej, bo obiecał żonie, że o 9.40 pójdzie po coś, co było naprawdę błahostką i co mógł zrobić o każdej innej porze dnia. Jednak do tego stopnia był kontrolowany, że nie mógł żonie odmówić, bo obawiał się skutków. Tego, że znów zostanie poniżony. Inny przykład kontroli. Okazało się, że dla pewnego mężczyzny byłem pierwszą od trzech lat osobą, z którą mógł normalnie porozmawiać. Wcześniej prowadził tylko rozmowy z żoną i służbowe w pracy.
A co dzieje się po całkowitym przejęciu kontroli?
DB: Następuje ostatnia faza – groźba, że kobieta zostawi mężczyznę. Po tych kilkunastu latach, gdy on stracił przyjaciół – nie mógł ich mieć, ciągle pracował, wstydził się, że inni się dowiedzą – słyszy, że kobieta może odejść. Odejdzie ta, która utrzymywała jego świat. Mężczyzna boi się, że wtedy ten jego świat runie. Ten mechanizm działa tak samo, gdy to kobiety są ofiarami przemocy. Schemat jest ten sam, tylko metody inne.
Jacy mężczyźni są ofiarami przemocy?
DB: W większości są to obecni 40–latkowie i 50–latkowie. Ich model rodziny był taki, że ojciec to ojciec. Tata zawsze był silny, nigdy nie płakał, nie musiał wspierać psychicznie. Miał pracę i na podstawowym poziomie zapewniał rodzinie właściwie wszystko. I to nie dlatego, że zarobki były większe, tylko dlatego, że w sklepach nie było tyle dóbr materialnych, co teraz.
KK: Było mniej rozpadów związków i mniej rozwodów. Kobieta funkcjonowała głównie wewnątrz 2–3–pokoleniowej rodziny. Gdyby chciała odejść, to właściwie nie miała gdzie. Byłaby wykluczona z rodziny. To był model, który na tamte lata sprawdzał się, bo był bezpieczny. Każdy wiedział, czego może oczekiwać od żony, męża, dziecka, sąsiada, szefa.
To co się zmieniło?
DB: Moim zdaniem pojęcie roli. Kobiety często nie pracowały, mężczyźni zarabiali. Dzieci miały się uczyć i pomagać. Role były wyraźne. Aż tu nagle kobieta po 15 latach małżeństwa wychodzi na miasto z koleżankami. Kiedyś takie zachowanie w wielu rodzinach było nie do pomyślenia, dziś staje się normą. Z kolei autorytet dawnego samca alfa zaburzył się. To, co mówi, nie jest już święte. Problem w tym, że wielu mężczyzn przestało radzić sobie z tą sytuacją, bo nikt ich tego nie nauczył. Szwankuje komunikacja i umiejętność rozwiązywania problemów.
Taki mężczyzna nie odnajduje się w obliczu zmian, które zaszły?
DB: Ten mężczyzna nie radzi sobie w życiu i odczuwa presję. Bardzo często ma stresującą, stosunkowo mało płatną pracę. Spędza w niej większość czasu. Wraca wykończony i słyszy w domu, że wiecznie go nie ma, że nic nie zrobił i nie pomógł. A przecież cały dzień pracował na rodzinę.
Czy przemoc wobec mężczyzn to duży problem?
DB: Wśród osób, które doznają przemocy, mężczyźni stanowią około 12–13 proc. Tak wynika ze statystyk.
KK: Ktoś może powiedzieć, że mało. Ale przemoc to zawsze przemoc.
DB: Poza tym te dane są zaniżone o około 12–30 proc., ponieważ dochodzi do sytuacji, że jako OPS jesteśmy powiadamiani o przemocy, gdzie sprawcą ma być mężczyzna, a dopiero w trakcie procedury „Niebieskiej karty” trzeba sytuację odwrócić.
Jak to odwrócić?
DB: Kobieta zgłasza przemoc. Rusza procedura „Niebieskiej karty”. Po naszych wizytach, rozmowach dzielnicowego z sąsiadami, rozmowach pedagoga z dziećmi wychodzi, że jest zupełnie odwrotnie, że to mężczyzna może być ofiarą przemocy.
Do tej pory mieliśmy tylko jedną sytuację, gdy została wprost zgłoszona przemoc nad mężczyzną. W pozostałych przypadkach zgłaszana była przemoc nad kobietą, a zespół interdyscyplinarny dochodził do wniosku, że ofiarą jest mężczyzna.
KK: Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że często mężczyzna–sprawca przemocy stosuje linię obrony w stylu „nie jestem niczemu winien, to ona”. Tylko przy procedurze „Niebieskiej karty” i podczas prac zespołu interdyscyplinarnego, w którym są specjaliści z różnych dziedzin, prawdziwy obraz zawsze wychodzi.
Pierwsza reakcja mężczyzny, który jest ofiarą?
DB: Zaprzeczenie: „Przemoc? Nie!”. Najtrudniejsze jest pierwsze 10 minut rozmowy. Temu mężczyźnie jest naprawdę trudno opowiedzieć, co dzieje się w jego w domu.
KK: Dla mężczyzn przemoc to trudny temat, szczególnie na Śląsku. Nie chcą, by to wyszło na zewnątrz, bo „koledzy będą się śmiali”. Czują napiętnowanie.
DB: Mężczyźni, którzy chodzą do nas na spotkania, najczęściej pytają: „Co ja mam zrobić? Nie chcę nikomu powiedzieć, że baba się nade mną znęca. To wstyd”. Jeden z mężczyzn powiedział mi wręcz: „Wie pan co? To, że żona mnie uderzyła, nie jest tak straszne jak to, gdyby ktoś mi powiedział, że ona się nade mną znęca. Bo jak się uderzy, to w kłótni i w nerwach, ale jakby ludzie dowiedzieli się, że się znęca...”
KK: Mężczyzna zawsze jest z tym problemem sam. Kobieta–ofiara może zwierzyć się przyjaciółce, koleżance. Nie raz to jedna kobieta przyprowadza do nas drugą, by zgłosiła przemoc.
DB: Facet nie powie kumplowi, że żona się nad nim znęca. A nawet jakby, to kumpel nie poradzi mu „to idź z tym do OPS–u”, tylko najpewniej zasugeruje „a nie możesz jej przyłożyć?”. Więc mężczyzna ukrywa problem. Ale jeśli już do nas trafi, to najczęściej po pierwszych minutach rozmowy coś pęka. Po tylu latach musi pęknąć.
Jakie kobiety są sprawcami przemocy?
DB: Można wyróżnić kilka cech. Po pierwsze – często są to osoby z niemałym już uzależnieniem od alkoholu, narkotyków czy dopalaczy. Po drugie – najczęściej są to osoby młode, przed 40. rokiem życia. Kolejna cecha – zwykle kobiety niepracujące, na utrzymaniu partnera. Znamienne jest to, że ich partner ma pracę związaną ze stresem. Nie dlatego, że ktoś na niego w pracy krzyczy, ale dlatego, że mało w niej zarabia. I to stanowi problem. W związku zaczyna się źle dziać. Nawet, jeśli zarobki są w zupełności wystarczające dla rodziny, to w tym domu i tak jest to za mało.
To dlaczego mężczyzna–ofiara przemocy nie powie swojej partnerce: „Mało ci? To idź do pracy i też zarabiaj”.
DB: Bo wtedy ona odpowie mu: „A co z ciebie za mężczyzna, skoro ja muszę pracować? Ja mam trzy koleżanki – Aśkę, Kaśkę i Zośkę, które nie pracują, a żyją lepiej niż ja. Więc to chyba z tobą jest coś nie tak, a nie ze mną”. Prosta odpowiedź. Prosty schemat. Brałem kiedyś udział w warsztatach z terapeutami, którzy przedstawiali scenki związane z przemocą. Odgrywali je pół godziny, nikt z publiczności nawet się nie odezwał. To jest tak, że znając mechanizmy przemocy, jesteśmy w stanie przewidzieć, co powie sprawca.
To odegrajmy taką scenkę. A jakby po czasie ten sam mężczyzna powiedział: „Znalazłem lepszą pracę, zarabiam więcej, jest nam lepiej”.
DB: To ona by powiedziała: „Mamy lepiej, bo to ja gospodaruję pieniędzmi i oszczędzam. A jakbyś robił to ty, to już dawno poszlibyśmy wszyscy z torbami”. Każde słowo jest wykorzystywane przeciwko.
KK: Dla osób, które nie stykają się z przemocą, takie rozmowy mogą wydawać się śmieszne i niewyobrażalne. Ale przy przemocy nie ma mowy o logice. Ludzi otaczają złe emocje. A człowiek otoczony przez złe emocje nie zastanawia się, co zrobić, by było dobrze, tylko co zrobić, by był spokój i cisza.
Więc jak pomóc?
KK: Zawsze mamy nadzieję, że ingerencja z zewnątrz pomoże. Dla nas najistotniejsze jest to, że ludzie w ogóle chcą rozmawiać – jest to szansa, że nas wysłuchają i być może spróbują spojrzeć na siebie z innej strony. Czasami samo to, że w ogóle do nas trafili, powoduje u nich refleksję. Widzą, że rodzina rozpada się, matka żyje osobno, ojciec osobno, dzieci osobno. Bywa, że wystarczy rozmowa o problemie, skierowanie do innej instytucji, na psychoterapię. Ale czasem sytuacje są tak trudne i złożone, że trudno je rozwiązać.
DB: Naszym podstawowym celem jest to aby, w rodzinie przestała dziać się krzywda.
KK: Nie zawsze jest tak, że gdy rodzina podejmie terapię, zacznie spotkania z psychologiem, to sytuacja się ułoży. Czasem konsekwencją jest rozstanie. I ktoś może wtedy powiedzieć: „ale żeście pomogli rodzinie”. Jednak są sytuacje, że to najlepsze rozwiązanie. Oczywiście, naszym nadrzędnym celem jest to, by rodzina została utrzymana. Natomiast jeśli nie ma woli, a ludzie nie zaczną o siebie walczyć, to chęci specjalistów nie pomogą.
DB: Częściej to osoba uwikłana w przemoc jako ofiara zaczyna pracę nad sobą. Namówienie do tego samego sprawcy lub jest bardziej długotrwałym procesem.
KK: Jeśli u sprawcy przemocy nie dojdzie do refleksji, nie dojrzeje on i nie rozpocznie zmian w swoim życiu, to będzie nadal krzywdził inne osoby – dzieci, kolejną partnerkę. Ofiar przemocy może być dużo więcej. Dlatego najbardziej zasadne wydaje się motywowanie sprawców do leczenia i pracy nad sobą. Tyle, że jest to najtrudniejsze, bo to osoby o silniejszej osobowości i inteligencji społecznej.
DB: Pamiętajmy, że gdy jest mowa o przemocy, to sprawca rani i krzywdzi, a ofiara nie potrafi sobie z tym poradzić. Kluczowe jest więc przerwanie tego łańcucha. Największy sukces jest wtedy, gdy widzimy, że jedna i druga strona rozpoczynają pracę nad sobą i chcą zmienić swoje życie.
Magdalena Kulok
Pełna wersja wywiadu wkrótce na portalu nowiny.pl